Nie robiłam żadnych wpisów już bardzo długo. Nie znaczy to, że nic się u mnie nie działo.
Doszły
nowe pozycje w podpatrywanych blogach, kilka z nich zdopingowało mnie
do sięgnięcia znów po druty. Niedługo pokażę "dzieła rąk moich". :D
A
przez te trzy miesiące mozolnie stawiałam na kanwie krzyżyki. Było ich
troszkę ponad 27 tysięcy. Wiem, bo latorośl uczyła się mnożyć pod
kreską. ;) A urosła mi z tego kura z kurczętami. Akurat z końcem pracy
utrafiłam w Wielkanoc, chociaż to wcale nie było w planie.
Wzór
na podstawie "Henrietta Hen" z moimi malutkimi zmianami. Niestety już
nie do kupienia, nad czym ubolewam, bo wzór jest wdzięczny. Henrietta
czeka jeszcze na Riccardo i oboje zamieszkają w mojej kuchni. A tutaj
zdjęcie pięknej Henrietty.
Jak pisałam, Henrietta ma ze sobą kurczęta. A to jest moje ulubione.
A tutaj cały obrazek. Lewa strona, jak nazwa wskazuje - jest lewa. Moim zdaniem nie ma się czym chwalić.
W
oryginale przeznaczony był na poduszkę, ja jednak mam zamiar oprawić go
w ramki. Jeszcze nie wyprany i nie uprasowany, ale już chciałam się
pochwalić. Jeszcze raz pokażę już oprawiony, żeby można było w pełni
docenić jego urodę.
Na razie zajęłam się drutami, ale mam nadzieję, że w "międzyczasie" pomalutku będzie na płótnie pojawiał się Riccardo. ;)
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz