Pisałam wcześniej, że połamałam żyłkę w dwóch parach drutów. Oprócz
tego miałam wisielczy humor. Co najlepiej poprawia humor? Coś nowego,
pod warunkiem, że jest ładne i porządane w tym właśnie momencie.
Otóż
tłumacząc się sama przed sobą koniecznością kupienia nowych drutów na
żyłce, urządziłam sobie wycieczkę po pasmanteriach. Oczywiście
okolicznością łagodzącą jest fakt, że wybierałam te "po drodze do domu".
W sumie odwiedziłam chyba trzy. Przy Świętokrzyskiej fajna, ale nie
powalająca. Drutów drewnianych na żyłce nie ma. W Hali Mirowskiej "A są
takie?" - bryndza. Cztery włóczki na krzyż i w dodatku nic ciekawego ani
jakościowo, ani kolorystycznie. Ostatnia pasmanteria, jaką odwiedziłam
mieści sie przy Placu Hallera. Drutów, jakich szukałam oczywiście też
nie było. Ale za to wybór włóczek... Wszystko, co tam jest, jest dobrej
jakości. Nawet akryle raczej z serii tych nie skrzypiących. Można
pomacać. Pani wie, o czym mówi, więc jest w stanie doradzić. Przegląd
przez popularne marki polskie i zagraniczne, ale nie z przewagą
tureckich na szczęście. No i jak ja mogłam wyjść z tamtąd, nie kupiwszy
czegoś? Po prostu nie mogłam sie oprzeć.
Kupiłam cztery motki New
Zeland Adriafilu. Wspaniała, mięsista, miękka, nie gryząca przy dużej
zawartości wełny włóczka. Cudo. W robocie też baaardzo przyjemna.
Pokazuję
tylko jeden motek, już oczywiście niekompletny, co zauważy wprawne oko
każdej dziewiarki. Pozostałe kolory widać w tle. :)
Oczywiście
musiałam kupić do tego jeszcze druty. Ponieważ państwo nie mieli
poszukiwanych przez mnie KnitPro (w której pasmanterii ja je widziałam
"na żywo"???), nabyłam drogą kupna druty Pony. Nie, żeby ważna była dla
mnie marka, ale postanowiłam porównać sobie, jak się robi na tych
"markowych" i zwyczajnych. No i niestety muszę przyznać, że na korzyść
markowych przechyla się szala. Zdecydowanie łatwiej. Niby te teflonowe i
te teflonowe, ale po Pony jakoś delikatniej przesuwa się włóczka,
płynniej sie robi - po prostu lepiej.
No i na tych "markowych"
rośnie wcale szybko tunika dla starszej latorośli, która to latorośl
przebiera już z niecierpliwością nóżkami. A na nóżki owe mam zamówienie
na getry "Mamo, ale takie pasujące, dobrze?" To będę produkować. Cóż,
biedna, mam zrobić?
A tutaj wspomniana wyżej tunika. Oczywiście robiona od góry bez zszywania, bom leniwa :P
Acha,
drutów, żeby skończyć mój beżowy-melanżowy ocieplacz nadal nie mam. No
bo przecież nigdzie nie było... Mam pretekst do dalszych wojaży po
pasmanteriach :D
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz